Usiadł Tygrys na fotelu,
jakimś kosmicznym modelu,
tu oparcie, tam zagłówek,
jakieś zwoje neonówek,
poczuł się niepewnie... ale,
jest po lewej stronie barek.
Oparł Tygrys łokieć godnie,
i przeciągnął się wygodnie,
łapy wyłożył przed siebie,
i przez chwilę czuł się w niebie.
Coś mu jednak w oko błyska,
coś mu brzęczy obok pyska,
myśli Tygrys, może mucha,
lecz mu szkoda było rucha,
więc leniwie siedzi dalej,
w pozycji dosyć ospałej.
Jednak ktoś się obok skrada,
do Tygrysa coś tam gada,
niby uspokajająco,
Tygrysowi coś gorąco,
nie wie kto to obok łazi,
bo go światło w oczy razi,
więc wyszczerzył kły swe pięknie,
lecz czy intruz się ulęknie?
Wszystko na nic, bo tu nagle,
Tygrys znalazł się w imadle!
Ktoś za szczękę go ułapił,
ktoś się w niego ostro wgapił,
zaczął dzwonić czymś po zębach,
Tygrys szarpnął się jak w pętach,
lecz niestety był bezsilny.
Ktoś tymczasem jakiś pilnik,
Tygrysowi wsadza w paszczę,
tu poskrobie tam pogłaszcze,
zręcznie między kłami bryka,
raz czymś dmucha a raz psika.
Tygrys z wolna już wymięka,
chciałby ryknąć, tylko jęka,
nowy jakiś wizgot słyszy,
niczym stado wściekłych myszy,
jak nie pilnik to wiertarki,
po Tygrysie przeszły ciarki.
W środku głowy coś mu dudni,
jak w głębokiej, ciemnej studni.
Nagle - wszystko się urwało,
z sykiem w paszczę pofukało.
Chwila ciszy, Tygrys sapnął,
chętnie by zębami kłapnął,
coś się jednak dzieje nadal,
ktoś mu kit do pyska wkłada,
skrobie, dłubie, wbija kliny,
niczym rzeźbiarz z Bukowiny,
tu utwardza, tam dociska,
brzęczącym światełkiem błyska.
Tygrys leży jak należy,
oddech chyba ma nieświeży,
bo mu każą pysk przepłukać,
może już nie będą stukać,
mu, po wymęczonej szczęce,
i łomotać w głowie więcej.
Jeszcze mu po kłach coś lata,
jakby pędzel, jakby wata,
chyba dzieło już gotowe,
kres udręki tygrysowej.
Światło zgasło, więc powoli,
Tygrys oparł wzrok sokoli,
na sylwetce w szacie białej,
i choć nie obejrzał całej,
dostrzegł dziewczę sympatyczne,
nawet kształty apetyczne,
i z uśmiechem rzecze ona:
"mała dziurka - naprawiona".
Tygrys miał na dziewczę smaka,
lecz niestety prawda taka,
trochę mu skrzywiła minę:
jeść nie może przez godzinę!
Uciekł więc z fotela Tygrys,
dziury w wierszu nam nie wygryzł,
dzięki czemu przeczytamy,
morał z bajki rymowanej:
Nawet jeśliś tygrys śmiały
dbaj o zęby przez rok cały!
Kiedy kózka była mała
to przy mamie wciąż skakała.
Teraz kózka jest już duża
więc dlaczego u podwórza
kręci z mamą się przy wozie?
Toż to nie przystoi Kozie!
Tygrys skacze, tygrys kłapie,
i zębami lotkę łapie,
a za siatką ta dziewczyna,
aż ze śmiechu się wygina.
Czy nauczy go dziś ona,
grać rakietką w badmintona?
Z góry niczym pocisk pędzi,
skręca ostro przy krawędzi,
świstem wiatru się napawa,
czy to żwir jest czy to trawa,
trasę zwija aż nie wierzę!
To Agnieszka na rowerze.
Czy to prawda czy to fikcja,
czy to Asia czy Alicja,
z drugiej strony lustra gada,
do tygrysa ludojada?
Gdy od piątku Azja dzika
na tygrysie ostro bryka
trochę martwią się sąsiedzi
że im tynk ze ścian odleci.
Była Azja na wycieczce,
z szarego świata ucieczce,
Trzepotała tam rzęsami,
przy kominku z facetami,
jeden brzdękał na gitarze,
inny tańczył z Azją w parze,
Wydarzenia przemykały,
aż się skończył weekend cały,
Teraz Azja ma dylemat:
krok do przodu - czy wspomnienia?
Chociaż wciąż rymować muszę
i tych rymów nie zagłuszę,
trawestacje i parodie
schowam sobie dzisiaj w spodnie.
Cóż to, księżyc w chmurach tonie
w nocy, na moim balkonie!
Podskoczyłem więc i z bliska
rozdmuchałem te chmurzyska.
Czemuś kocie był ciekawski,
w wyobraźni miał obrazki,
zapach nowy kręcił nos twój,
w uszach brzęczał owadów rój,
łapy same cię poniosły,
chociaż kot byłeś dorosły.
Czemuś tak się kręcił kocie
na zbyt wąskim parapecie?
Na sympatii i ilove,
wciąż przeglądasz twarze nowe.
Czytasz motta, parametry,
kolor włosów, centymetry.
Jedne straszą opisami,
inne chwalą się fotkami.
Klikasz z nudy, z marzeniami
czas przemyka godzinami,
coraz cięższą czujesz głowę,
mylisz zdjęcia kolorowe,
wartościujesz własne siły,
komponujesz liścik miły,
ważysz szanse do poznania,
nie chcesz już rozczarowania.
Tracisz znowu życia chwile,
sprawdzasz ciągle te profile,
czekasz...
Tyle razy już to było,
nic Cię to nie nauczyło?
Twoje życie w kable zmyka,
zegar jakby szybciej tyka,
wyłącz tą sympatię w diabły,
stop portalom - by nie kradły,
życia, czasu i pieniędzy!
Chyba nie chcesz skończyć w nędzy?
Bo nie znajdziesz szczęścia przecież,
siedząc tylko w Internecie...
Coś przez krople się przebija,
W pędzie ogon swój rozwija,
Zębiskami groźnie kłapie,
Strumieniami wody chlapie.
Niebywałe to zjawisko
- mokre wesołe kocisko!
Kto go spotka - na bok zmyka,
Dzisiaj Tygrys w deszczu bryka.
Czemu Tygrys okiem błyska?
Czemu szczerzy swe zębiska?
Bo mu stoi obok pyska
Pachnącego żarcia miska!
Była Asia w Srebrnej Górze,
na wycieczce po naturze.
W towarzystwie brylowała
i kiełbaski grilowała.
Ledwie wraca do Krakowa,
już jej w głowie jazda nowa,
bo z natury jest tak żywa,
że się ciągle z miejsca zrywa!
Gdy z Tygrysem suniesz szosą,
gdy biegasz po łące z rosą,
gdy pod stromą wchodzisz górę,
gdy przed deszczem zmykasz w dziurę,
gdy mrożoną kawę pijesz
i historie kręte wijesz,
nawet Tygrys się dziwuje,
czemu czas się zatrzymuje.
Stare Wierchy szumią echem,
zachwycone czyimś śpiewem,
przy ognisku, niczym z marzeń,
grała Asia na gitarze.
Kiedyś Asia była smutna,
a powodem była kłótnia,
nie wiedziała co ma zrobić,
by ze smutku się wydobyć.
Wtem dostała od tygrysa,
brykniętego smsa!
Gdy go tylko zobaczyła,
zaraz z twarzy smutek zmyła,
w śmiechu trzęsła się do rana,
"nastolatka roztrzepana".
Asia się zdenerwowała,
bo numeru wciąż nie miała,
przeniesiony miał być bowiem,
ale kiedy - nikt nie powie,
w wirtualnej sieci, biedna,
wisi teraz Asia jedna.
Gdy w słuchawce ciszy głębia,
lepiej wysłać jej gołębia,
który szybko, wprost do ucha,
fraszkę śmieszną jej zagrucha.
Nie ma nic lepszego z rana,
niż pogoda rozpadana.
Deszczyk szumi na balkonie,
wiatr firankę chwyta w dłonie
i powietrze takie świeże,
nie chce się już dłużej leżeć.
Ktoś narzeka, że grzmi burza,
że ulewa taka duża,
ja tam lubię tę pogodę,
i sztorm dla mnie ma urodę!
Była sobie raz Jagoda,
była ona piękna, młoda,
lecz zepsuła ją wygoda,
rozmoczyła zła pogoda,
Choć Jagoda miny stroi,
już tych min się nikt nie boi,
bo gdy był czas dla Jagody,
to skąpiła swej urody :-).
Szklany zbiornik stał raz sobie,
a w nim rybki ku ozdobie,
falowały oskrzelami,
kolorowymi płetwami,
spacerując jak w ogrodzie,
w krystalicznie czystej wodzie.
Czasem były trochę głodne,
czasem miały swe dni płodne,
czasem poznawały nowe,
akcesoria akwariowe,
tu kamyki, tam rośliny -
więc radosne miały miny.
Przyszła jednak dziwna chwila
i rzecz straszna się zdarzyła,
znikło wszystko niespodzianie,
barw podwodnych falowanie.
Zniknął zbiornik a z nim rybki,
czy ktoś był na tyle szybki
by je wziąć niepostrzeżenie
i przywłaszczyć jak swe mienie?
Prawda często zaskakuje,
choć domysłów wiele snujesz,
ktoś po prostu zamknął w luku,
to akwarium na facebooku...
Raz Azja poszła do fryzjera
I piękne włosy sobie przycięła,
Jednak fryzjerka dostała impetu,
Odcięła również dostęp do netu,
Czekać więc musi Azja - do lata,
Aż jej odrośnie dostęp do świata.
Coś tam pika coś tam błyska,
Raz daleko a raz z bliska,
Niewyraźne kształty łapie,
Na fotelu i kanapie,
Barwy zmienia niczym neon,
Czy w zaroślach kameleon,
Tu za jasno tam za ciemno,
Stara się - lecz nadaremno.
I photoshop nic tu nie da,
Gdy z cyfrówką Azja biega.
Była sobie raz śmietana,
była ona roztrzepana
trzęsła się więc w kuchni sama
aż spotkała tam bociana
bocian twierdził, że się zgubił
kłapał dziobem bo tak lubił
i w śmietanę dziobał raźno
mówiąc, że tak jest z przyjaźnią
w kuchni było niewygodnie
bocian wziął pod pachę spodnie
a pod drugą wziął śmietanę
smakowali więc nieznane
nowe dzikie namiętności
w pokoju i na wolności :-).
Dziś tygrysek wstał leniwie
cóż za oknem tam się kryje?
coś złotego, coś jasnego,
coś miłego i ciepłego.
Czy to deszczyk słodko pada
czy to burza coś tam gada?
Oj pomyłka, dzisiaj raczej,
zacznie się ten dzień inaczej.
Już tygrysek w kuchni grzebie
i w tej nagłej tu potrzebie
grilla taszczy z węgielkami
i pakunek z kiełbaskami.
Bo słoneczko głodne czeka
na leżaczku - tam gdzie rzeka.
Raz Tygrys był chory i padł do łóżeczka
w odwiedziny doktor przyszła do koteczka
"Jak się masz tygrysku, czemu łapki chłodne,
nosek zasmarkany i oczka wilgotne?"
"Źle bardzo, pani doktor, zawiało mi uszka,
gardełko mnie boli, wskoczyłem do łóżka,
wygrzać się nie mogę, zimno mi w futerko,
nikt mnie nie pogłaszcze swoją ciepłą ręką."
Tu Tygrys mruknął, kichnął, cicho jęknął,
wąsy mu opadły jak kwiatek co zwiędnął.
"Nic się nie martw kocie, zaraz cię przebadam,
i jakieś lekarstwa do łykania zadam."
Tygrys warknął, kłapnął pyskiem,
siedząc przed swoim półmiskiem.
Cóż to niby za potrawa,
ni to mięso, ni to trawa!?
Co Tygrysku, czemuś zły,
że ze złości szczerzysz kły?
To tylko tabletek garstka,
musisz zażyć te lekarstwa.
W ramach wolnego czasu
Tygrys pobiegł do lasu.
Węsząc tropem zajęczym
zerwał kilka pajęczyn.
Z wilkiem coś nie pogadał
bo ten za bardzo ujadał.
Za ogon złapał wiewiórę
lecz ta zrobiła mu burę.
Do żubra przerwał skradanie
bo żubr grał prawie w reklamie.
Nad rzeczką przydybał bobra
bóbr jednak w karty go ograł.
Z lisicą chciał coś pobrykać
lecz ta zaczęła mu zmykać.
Na sowę huknął zaczepnie
a ta jak go skrzydłem nie trzepnie!
Lecz Tygrys nie stracił wigoru
by w lesie narobić rumoru.
Wystraszył jeszcze na łące
dwa plamiste zaskrońce.
Niedźwiedzia co w cieniu legnął
w biegu w karczycho klepnął.
I byłby tak psocił dzień cały
gdyby nie szczegół ten mały:
Tygrys spoważniał w moment,
zakręcił dostojnie ogonem,
I udał, że nie zauważył
tej tygrysicy na plaży,
co kryła się tuż przy rzeczce.
- Resztę wierszyka mam w teczce :-).
Biegł raz Tygrys leśną drogą,
w mgłę okrutną, w ciemność srogą.
Pędził żwawo, na wyczucie,
jakby starał się gdzieś uciec.
Że miał orientację marną,
zderzył się czołowo z sarną.
Miałby chociaż zdobycz świeżą,
lecz polowań minął sezon.
Mlasnął Tygrys i wytrwale,
pędził sobie we mgle dalej.
Pazur zgrzyta po kamieniu,
myśli kłębią się w natchnieniu
i pomysłów całe morze -
gdy tygrysie fraszki tworzę.
Czy nieśmiała Kleo była?
To zagadka całkiem miła.
Wciąż się słodko uśmiechała,
Czarodziejskie ruchy miała.
Ale ponoć to niechcąco,
Muska loczkiem pytająco.
Tu uszczypnie, tam się otrze,
Mało kto się temu oprze!
Silną wolę trzymać trzeba,
Lub pożegnać wizję nieba.
Bo choć czarodziejka mała,
Wielkich uczuć tu szukała.
Że pogoda była piękna
i że Asia była chętna,
porwał Tygrys bułki cztery
i wziął Asię na rowery.
Przemykali ścieżką w lesie,
podziwiali świeżą jesień,
nałapali wiatru w piersi
i byli dużo weselsi.
Przy ukrytym małym stawie,
zgubili się razem w trawie.
Co robili - wiem od żabki
- jedli tygrysie kanapki.
Werka była zabujana,
w chmurach bujała od rana,
za wysoko pofrunęła
i się chmurka obsunęła.
Kiepska była to pogoda,
a że Werka była młoda,
nie wyczuła deszczu w porę
i serduszko miała chore.
Chociaż spadła, wcale z niska,
nadal żywo okiem błyska,
pędzi naprzód jak wichura.
Wkrótce znowu będzie w chmurach!
Siedzi Tygrys w swojej norze,
nigdzie ruszyć się nie może,
bo za oknem smutek szary,
w sercu jakoś mało wiary,
nie ma nieba błękitnego,
ani słońca wesołego.
Brykać nie chcą dzikie łapy,
ryczeć nie chce pysk kudłaty.
Znikły ścieżki do biegania,
znikła chęć do polowania.
Czy faktycznie świat jest szary?
Czy ktoś rzucił jakieś czary?
Czy masz na to jakąś radę?
Wesołych myśli gromadę?
Obejdź strach i całkiem z bliska,
rozweselić chciej Tygryska.
Cztery koty były sobie,
na podwórkach ku ozdobie,
każdy trochę był leniwy,
niczym lew, chociaż bez grzywy,
każdy swoją ścieżką chadzał,
z polowaniem nie przesadzał,
przez podwórko krocząc godnie.
I tak było im wygodnie.
Kiedyś nagle się zjawiła,
myszka, która szybka była.
Szybko jadła, szybko żyła,
kotom w głowach zawróciła.
Pierwszy łapę już wyciągał,
drugi zbytnio się ociągał,
trzeci tylko strzygł uszami,
czwarty miotał się z myślami.
A w tym czasie myszka mała,
po podwórkach wciąż biegała,
wszystkim się fascynowała
i wszystkiego kosztowała.
Że naprawdę szybka była,
szybko wszystko dziurawiła,
mysie dziury były wszędzie,
nawet w kurniku na grzędzie.
Żaden kocur nie był w stanie,
złapać szybką myszkę w sianie,
każdy wciągnął się w zabawę,
za myszką nurkując w trawę.
Jakby wszyscy się zmówili,
nagle myszkę polubili
i lubili coraz bardziej,
spoglądając wkoło hardziej.
Bo się wkrótce okazało:
jedna myszka to za mało,
tylko problem miały koty,
każdy do tej miał ciągoty,
a że myszka sama była,
tak się lubić pozwoliła,
nie robiła planów z góry
i wesoło gryzła dziury.
Nowych zdarzeń gdy się dowiem,
to zapewne Wam opowiem.
Dni mijały dosyć szybko,
więdło to co wcześniej kwitło.
Ciepłe lato, piękna jesień,
już odeszły, a wieść niesie,
że za pasem sroga zima,
czy mysz nasza ją przetrzyma?
Koty wcześniej nakręcone,
już odchodzą zniechęcone,
pewno znajdą się i nowi,
będą szybką myszkę łowić,
może się poszczęści komu
i rozgrzeje myszkę w domu,
rozweseli smutną minę -
razem łatwiej przetrwać zimę.
Problem nasza Kleo miała,
że na księcia wciąż czekała.
Była tu obawa mała -
życia trochę zmarnowała,
wiec ruszyło ją sumienie:
Życia swego nie docenię
jeśli tylko będę czekać
i konkury wciąż odwlekać.
Więc ruszyła na spotkania
na kolacji czarowania,
dobry film i muza miła
także obca jej nie była.
Więc nadzieja ją rumieni
że ktoś serce jej doceni.
Na proroctwo tu się skuszę -
w końcu znajdzie bratnią duszę!
Tygrys bryka, tygrys fika
i w jesiennych liściach znika.
Ukryj się gdzie skręca rzeka,
a zobaczysz go z daleka.
Tygrys nagle szarpnął okiem,
coś zakłuło go pod bokiem,
coś dziabnęło go w powiekę,
zapachniało kawą z mlekiem,
coś dmuchnęło w nos świeżością,
przeciągnęło go z błogością,
coś musnęło futro zmięte,
podrażniło wąsy zgięte,
z zaskoczenia, zza poduszek,
wytargało go za uszy,
żeby tego było mało,
ciepłym dmuchem kołdrę zwiało!
Tygrys mruknął, tygrys burknął,
na nic się to jednak zdało,
intruz bawił się w najlepsze,
sypał solą, kręcił pieprzem,
trzasnął szafką, puścił wodę,
tygrys spojrzał mimochodem,
a tu nagle, wprost zza okna,
jesień - atrakcyjna, modna,
z cieplutkimi kolorami,
kroczy, szeleszcząc liściami.
Tygrys oczom ledwo wierzy,
ale już do kuchni bieży,
szybko filiżanki nosić,
i na kawkę ją zaprosić.
Przyda Wam się taka wiedza,
że gdy jesień nas odwiedza,
trzeba ją ugościć wdzięcznie,
by kolory miała piękne!
Przyboczna Azja na druhów się boczy
Szczególnie z jednym ciągle się droczy.
Druh okazały i śmiałej postury,
Niczym po wypiciu wzrostu mikstury.
Co Azję widzi to trzęsie rękami
I strzela na wszystkie strony oczami,
Ciągle mu jakaś staje na drodze
Przeszkoda, by Azję mógł złapać srodze.
Pewno nie tylko przeszkoda mu staje,
Lecz Azja mu nadal znaku nie daje.
Więc gryzie go ciągle ważny dylemat:
Może? Nie może? Cóż za trudny temat!
Może ostrożność zbytnia go gubi?
Może przyboczna bardziej śmiałych lubi?
To chce się przytulić, to zimna jak skała,
Dzisiaj twardo stąpa, wczoraj drżąca cała.
I jak tu rozgryźć taką dziewczynę,
Podobno nieśmiała lecz hardą ma minę.
Druh już wymięka i odpuszcza sobie,
A w Azji tymczasem przygasa płomień,
Trudno go znaleźć, jawnie czy śledząc
A łatwo zgubić - nawet nie wiedząc.
Nic więc dziwnego, że druh tak przeoczył,
Prawdę dlaczego Azja się boczy,
Stara ta prawda sprawdza się współcześnie,
"Chciałaby i boi się jednocześnie".
Były czasy kiedy Tygrys,
był wesoły tak jak nigdy.
Zwiedzał różne dzikie lasy,
biegał w bardzo fajne trasy,
ryczał głośno w okolicy,
mruczał cicho tygrysicy...
Statek życia pędził nurtem,
aż Tygrys wypadł za burtę.
W zimnej wodzie się obudził
i do brzegu płynął w trudzie.
Chwilę trwało nim zrozumiał,
jaki pusty las tu szumiał.
Nie zawrócił nikt po niego,
nie miał także serca swego.
Ruszył Tygrys więc przed siebie,
znalazł innych, także Ciebie,
jednak nic nie zmieni tego:
odpłynęło w dal coś jego...
Bardzo martwi się Mikołaj,
swego renifera woła,
zniknął parę godzin temu
i Mikołaj nie wie czemu.
Czy popędził do rodziny?
Czy się kręci u dziewczyny?
Wśród znajomych nikt nic nie wie,
a Mikołaj jest w potrzebie,
bo nie przyda mu się na nic,
niekompletny zaprzęg sani.
Wszyscy wkoło więc biegają
i renifera szukają.
Wszyscy... tylko Tygrys Biały,
leży coś zmęczony cały,
czyści swe pazury długie
i ukradkiem w zębach dłubie.
Wydarzenie niebywałe -
Tygrys wspinał się na skałę!
Zatrzaśnięto go w klamerki,
zaplątano w węzeł wielki,
żeby nie czuł się bezbronny,
łeb wciśnięto w kask ochronny.
Tygrys złapał się za liny
coby nie spaść do doliny
i zahuśtał się przy skale,
chociaż wietrzyk nie wiał wcale.
Zagryzł wąsy Tygrys groźnie
i jął wspinać się ostrożnie.
Wyciągając się po linie,
uciekł trochę tej dziewczynie,
co go asekurowała,
(pewno w duchu chichotała).
Tygrys śmiało właził wyżej
by do szczytu było bliżej,
lecz przepięto go niestety,
i pojechał w dół do mety.
Trochę łapy poobijał,
lecz z radochy ogon zwijał.
O Tygrysie prawda cała -
lubi brykać też po skałach!
Nie zachwycam się tym wcale,
siedząc wciąż w konfesjonale.
Czy to cel mego istnienia -
umiejętność zrozumienia?
Czy by z sensem żyć to muszę,
wciąż przytulać biedne dusze?
Zmieniam łzy w poranną rosę,
dobrych myśli koszyk niosę,
w szare włosy wplatam wiosnę
i marzenia - te radosne,
które w głębi serca skryte,
tłoczą się w gromadce zbitej,
wydostając w światło dzienne
- przypominam jak są piękne.
Czy mi dobrze w takiej roli?
Czy mnie wtedy nic nie boli?
Nie wiem... lecz uciekam właśnie
w piękne, kolorowe baśnie.
Plotka krótka na pół kija,
niczym echo się odbija,
między szczytem a doliną,
za przełęczą i kotliną.
Jakiś góral tam majaczył,
że dziwnego coś zobaczył,
przemykało górskim szlakiem
w białym futrze i z plecakiem.
Człek to nie był, ponoć zwierzę,
lecz ja w plotkę tę nie wierzę,
co się niesie w halnych wiatrach:
"Biały Tygrys brykał w Tatrach!"
Nikomu nie robiąc łaski,
wciągnął Tygrys trzy kiełbaski.
Połknął chleba pół bochenka
aż mu zazgrzytała szczęka.
Schrupał Tygrys pół cebuli
aż na końcu się rozczulił,
Beknął w związku z tym radośnie
i zamruczał - "a brzuch rośnie".
I zagadka - kto wciągnął czwartą kiełbaskę?
Kiedy Tygrys w jamie siedzi,
kiedy nikt go nie odwiedzi,
kiedy wąsy mu zwisają,
łapy ruchu odmawiają,
gdy oddychać mu się nie chce,
coraz słabiej tyka serce,
szare myśli we łbie gasną,
widać w tym przyczynę jasną:
nie jest to kłopotów góra,
to miast serca - wielka dziura.
Kto to piszczy jak mysz mała
i ze strachu trzęsie cała?
Kto wysyła smsy
jak drżące esy floresy?
Kto ze strachu w szafie siedzi
lub pod łóżkiem ciasnym biedzi?
Kto zapałek szuka w strachu
i latarką miga z dachu?
Kto o pomoc do mnie dzwoni
i w panice w kółko goni?
Kto po ciemku świeczkę pali
i robi rumor na sali?
Czy naprawdę Azja mała
braku prądu tak się bała?
Chciał raz Tygrys być rekinem,
cieszyć język starym winem,
siedzieć w willi przy jeziorze,
(drugą willę mieć nad morzem).
Wskoczył Tygrys w inwestycje,
łykał giełdowe delicje,
brykał agresywnie, śmiało,
aż go nagle przejechało...
Nawet futro dał w aktywa,
ale tak to w życiu bywa,
- teraz tygrys goły biega,
bo mu w oczy świeci bieda.
Wczoraj w wiadomościach było,
że nad morzem się zdarzyło,
coś co zwykle się nie zdarza:
w piachu dziki kot się tarzał!
Wzbijał w górę piachu kłęby
i radośnie szczerzył zęby,
jak powietrzna trąba szalał,
aż się znalazł nagle w falach!
Tu dopiero zaczął brykać,
na pół plaży było słychać,
ryczał, kłapał i chichotał,
tylko w wodzie grzbiet migotał,
to pod falą to na fali,
- plażowicze osłupieli,
a na kutrze wycieczkowym
bili brawo tygrysowi!
I tak szalał przez dzień cały,
nad Bałtykiem Tygrys Biały.
Tygrysek chory,
pije roztwory,
w nosie potwory,
w sercu amory.
Czyżby amory?
Chyba z przekory,
zimowej pory,
łamie opory,
zrywa ubiory,
i grzeje kolory.
W nowym roku Tygrys bryka,
szalone koziołki fika,
jest wesoły niesłychanie
i ogon moczy w szampanie.
Daj się porwać w pląsy dzikie,
ogłuszyć tygrysim rykiem,
a mieć będziesz rok szczęśliwy
i cudownie niemożliwy.
Uwierz w bajki, rusz w marzenia,
nie bój się swojego cienia,
tupiąc tak, by każdy słyszał,
pędź galopem w Rok Tygrysa!
Szybka myszka się sprzedała,
chociaż temu zaprzeczała,
dla kariery się oddała,
chociaż uczuć wciąż nie miała.
Wszystko jednak przemyślała,
kotów szukać już nie chciała,
wiekiem się nie przejmowała,
i wyboru dokonała.
Nie żal nam jest myszki wcale,
zasłużyła doskonale,
skoro lubi takie bale,
i z uczuciem igra stale.
Nie szanując to co małe,
zaprzepaści życie całe.
Witajcie w naszej bajce,
słoń zagra na wiertarce,
pinokio jeździ walcem,
z frustracji gryząc palce.
Tu wszystko jest możliwe,
tu mrówki są leniwe,
a węże, daję słowo,
pełzają na pionowo.
Dwie pszczoły żłopią miodek,
pingwiny wódkę z lodem,
pies z kotem w karty grają
i kaczki obłapiają.
Zaczyna się zabawa,
z kąta się dymi trawa,
lasery na parkiecie,
błyskają geodecie.
Butelki się turlają,
dwie kaczki się oddają,
kapitan kleks się śmieje
bo jedna kaczka pieje.
Tam wuje już się bawią,
krzesłem i sporą ławą,
a bajka się pie..niaczy,
wyrwana spod kontroli.
Zakończyć trzeba wierszyk
ja zrobiłem to pierwszy,
utopię zwrotki w winie,
zapomnę o dziewczynie.
Mało kto uwierzyć może,
w to, że tygrys był we dworze.
Przemykając przez komnaty,
gapił się na dwór bogaty.
Wtem się potknął o doniczkę
i wpadł prosto na księżniczkę!
Czarnowłosa, egzotyczna,
aura kryła ją magiczna.
I choć tygrys zjeżył ogon,
rzekła doń łagodną mową:
"Proszę proszę, cóż za kotek,
na co kocie masz ochotę?"
Gadka szmatka, słowa słowa,
nawiązała się rozmowa.
W ramach słonecznej pogody,
poszli razem na ogrody.
Potem dalej, na pagórki,
by na dworek spojrzeć z górki.
Ścieżką wąską się przemknęli,
w małej karczmie odpoczęli.
Chłodne pili sobie piwo,
słuchali muzy na żywo
i siedzieli tak do rana,
jak od wieków para zgrana.
Jak to w bajce bywa czasem,
tygrys zniknął gdzieś pod lasem.
Wyczuł, że księżniczka Ania,
szuka kotka do głaskania...
Wyszedł raczek spod kamieni,
liczko sobie przyrumienić,
bo słoneczko pięknie grzało,
promieniami świat głaskało.
Spojrzał w prawo, zerknął w lewo,
czy nie widać znajomego,
inne raczki ciągle spały,
że już wiosna nie wiedziały.
Chociaż fakt ten go zasmucił,
coś wesoło sobie nucił,
i za chwilę w dzień tak boski
znikły wszystkie racze troski.
Najważniejsze bowiem w świecie
cieszyć się w zimie i w lecie
z małych dobrych rzeczy w życiu
i dużych skarbów odkryciu.
Gdzie ta Azja się podziała
co fraszki na stronie miała?
Fraszki do archiwum przeszły,
chociaż żyły w roku zeszłym,
teraz Azja smuci miną,
już nie jestem tą dziewczyną,
co tygrysom muzowała
i historie malowała...
Czas się zbudzić z zamyślenia,
zrzucić z grzbietu pana lenia,
wkręcić Azję w bajkę nową
odziać w suknię kolorową,
puścić muzę ku wolności,
niech we fraszkach nam zagości!
Czemuś służyć chyba miała,
bo osiem miesięcy trwała,
wpierw gorąca, potem wrząca,
w sumie historia niemała.
Kogoś niosły szumne fale,
ktoś popłynął znacznie dalej,
w wiry wleciał, chociaż nie chciał,
nie utrzymał łodzi całej.
Sztuka by się nie zamoczyć,
by w porę na brzeg wyskoczyć,
ktoś chciał pływać, szybko śmigać,
zamiast w porę kurs zakończyć.
Jeśli nie masz silnej łodzi,
nie łap się na nurt powodzi,
miast być miły, oceń siły,
Na przyszłość ci nie zaszkodzi...
Dziś to już ostatni mój post tutaj,
i proszę, więcej do mnie nie pukaj,
szukałem mocno szczęśliwych chwil,
lecz wszystko kończy się jak kiepski film,
i choć stawiałem się przeznaczeniu,
życie wciąż nawracało ku niemu.
To prawda, poznałem tutaj też Ciebie,
i choć pomogłaś mi przełamać siebie,
muszę sam zostać, tutaj gdzie byłem
wróżka miała rację, a ja się myliłem.
Pożegnaliśmy już zimę,
słońce ma radosną minę,
nikt już nie śpi pod zaspami,
świat zakwitnął kolorami.
Ciepły wietrzyk, trawa świeża,
wszystko w życie naprzód zmierza,
to co małe - szybko rośnie,
duże też dziękuje wiośnie.
Wiosna w nosie tak kręciła,
że się fraszka przebudziła,
mała taka, wybiedzona,
zimą spała niekarmiona.
Coś ją więc żołądek męczy,
zjadła by kawałek tęczy,
za świergotem leci fraszka,
może by tak połknąć ptaszka?
Nie minęło wiele czasu,
wrzawa dochodziła z lasu,
chociaż to niewiarygodne,
żeby coś tak było głodne!
Prawda się nam okazała,
że już fraszka nie jest mała,
tak jak wszystko rośnie z wiosną,
brzuszek fraszce też urosnął.
Popłoch siała więc wesoło,
połykając wszystko wkoło,
to zajączka, to wróbelka,
nawet gęś choć była wielka!
Wkrótce nawet niedźwiedź srogi,
musiał szybko zmykać w nogi,
lisy, dziki, nawet mucha!
Kto nie uciekł wpadł do brzucha.
Chyba ja też zwiewać muszę,
choć mi także burczy brzuszek,
niech poluje fraszka w lesie,
i na obiad coś przyniesie!
Odwilż śniegi roztopiła,
słowa fraszki z kartek zmyła,
namieszała w atramencie,
chyba fraszki dziś nie będzie.
Niby wiosna słońcem świeci,
ale zimno z nieba leci,
więc herbatę trzeba parzyć
i o ciepłych dniach zamarzyć.
Kwiecień plecień niech już znika
w słońca gorących promykach,
wśród zieleni, w barwnym raju,
nowe fraszki wstaną w maju.
Fotografia czarno-biała
oddać serce komuś chciała,
między drzewa biegiem wpadła,
ktoś ją wabił na mokradła,
liczyła słońca gorące,
na słonecznikowej łące,
nad jeziorko doleciała
i łabędziom pomachała.
Nagle zniknął las, z impetem,
już pędziła górskim grzbietem,
prawie skrzydła rozłożyła...
- nad tabletem się zbudziła.
Choć zniknęła tęcza wrażeń,
w sercu miała pełno marzeń.
Nie ma tutaj fraszek nowych
ni historii kolorowych,
bo dość mądra humanistka
wygwizdała je bez gwizdka.
Że nie fraszki są to - rzekła,
poziom taki, że uciekła
więc choć tutaj zaglądacie
nic nowego nie czytacie.
Tygrys zgubił pazur zwinny
i w ogóle jest już inny...
Polonistka pewna śmiała
pisać wiersze próbowała.
Miały wiersze być głębokie,
(płytkie przecież przejdą bokiem),
miały szturchać stereotyp,
proste zwijać w kołowroty,
miały wpuszczać czytelnika
w ciemną norę do królika,
aby poczuł swoją mierność
i umysłu egzoszczelność.
Zamysł sprytny jak paznokieć,
który wbija się w mój łokieć.
Tylko słabo skrzydła wyszły,
nie wzleciały chociaż przyszły,
tak głębokie kozy z nosa
- i autorka długowłosa.
Była sobie raz kretynka,
zamiast mózgu miękka glinka,
chciwe oczka, próżna głowa,
jazgotliwe w gębie słowa,
chociaż gołą d.pę miała,
to w luksusach pływać chciała.
Wyjechała ze wsi w miasta,
w worku miała trochę ciasta,
z wizerunkiem wielkiej damy
zawitała w kraka bramy.
Tam kręciła się po klubach
i chociaż tonęła w długach
upolować samca chciała,
taki plan ambitny miała.
Koleżanka ją wspierała,
(bo też sama tak działała)
i w niedługim czasie obie,
jeść zaczęły sianko w żłobie.
Historyjka ta zawiła,
strasznie by tu zaśmieciła,
więc obrazek mały w ramach:
- źle trafiła nasza "dama",
udawała miłość srogą,
w lewo idąc drugą nogą,
kiedy siana brakło w żłobie,
pokazała kłamstwa w sobie,
głupie kłamstwa, bo z chciwości
dała pokaz bezmyślności.
Teraz w sądach ciągnie sprawy
i ośmiesza się spod ławy,
wkrótce będzie znana w świecie
- ta, co w sądach wianki plecie.
Szkoda tylko, że w tej sprawie,
cierpią inni, którzy prawie,
ledwo koniec z końcem wiążą
bez nadziei w życie dążąc.
Może los to sam obróci,
chciwe kłamstwa batem zwróci,
i pokaże bohaterce,
jak zatrute ma swe serce.
Szła raz lwica na spacerek,
wzięła szalik i sweterek,
wiosna ledwie się zbudziła,
pogoda niepewna była,
chociaż lwica twarda sztuka
ciepłych butków jeszcze szuka
wyszła wreszcie, trochę wiało
ale lwica idzie śmiało
dróżka biegła na lotnisko
które było całkiem blisko
tam też lwica się wybrała
chociaż nigdy nie latała
a lotnisko - duża łąka
jakiś lotnik się tam błąka
przy szybowcu coś majstruje
pewno silnik reperuje
haha gdzież tam, przecież wiecie
autor fraszki coś tu plecie
a szybowiec napędzany
jest wiaterkiem w dziób dmuchanym
poszła dalej lwica nasza
bo latanie ją odstrasza
jeszcze zrobi parę kroków
to i zniknie mi z widoku
za drzewami się chowając
i szalikiem powiewając
ja poczekam tu aż wróci
żeby fraszkę jej zanucić
dłużej się nie zastanawiam
i na kawkę wodę stawiam!
Lwica stała na balkonie
Tygrys kręcił się koło niej
Co ruszyła łapą
Tygrys fuczał chrapą
I ustawiał ogon w pionie.
Lwica popijała kawkę
Tygrys ciągnął na huśtawkę
Lwicy sie nie chciało
Ciastek miała mało
I wolała by na trawkę.
Wyszła znów na balkon Lwica
Na świat wydymała lica
Co puszczała dymek
Tygrys tworzył rymek
Ostry jak wieży iglica.
(do muzy, na youtube chyba gdzieś nagrana)
Kiedy budzisz się rano,
nie chcesz myśleć o świecie
chociaż życie ci dano,
wciąż pesymizm cię gniecie
otaczają cię ludzie,
którzy żyją w promocjach
zabijają czas w nudzie,
negatywnych emocjach
gdy w biurowcach maklerzy
pieprzą się z cyferkami
ktoś nabija swą kieszeń
zbrukanymi baksami
Żyj najlepiej jak umiesz,
nie mów że tak się nie da
chyba tyle rozumiesz,
nie przygnębia cię bieda
musisz mieć swe marzenia
nie bać się ich kreować
robić to co jest dobre,
a nie by się podobać
Gdy otacza cie szarość,
myślisz o czystym niebie
wokół pełno smartfonów,
ludzie nie widza siebie
w pracy chamstwo i wyzysk
robisz tam za automat
dziki kapitalista,
ciągle robi cię w konia
nie chcesz wierzyć, że w kraju,
w którym się urodziłeś
będziesz mógł żyć jak człowiek,
przecież już zasłużyłeś
Żyj najlepiej jak umiesz,
nie mów że tak się nie da
chyba tyle rozumiesz,
nie przygnębia cię bieda
musisz mieć swe marzenia
nie bać się ich kreować
robić to co jest dobre,
a nie by się podobać
Możliwości masz wiele,
chociaż wątpisz za dużo
dziki pęd ku bogactwu
nieustannie cię wkurza
stajesz z boku i patrzysz
- wali tłum ku przepaści
biznesmeni, duchowni,
a wśród nich pederaści
ratuj tych którym wierzysz,
chociaż żyją w niewiedzy
liczą się przyjaciele
i prawdziwi koledzy
Żyj najlepiej jak umiesz,
nie mów że tak się nie da
chyba tyle rozumiesz,
nie przygnębia cię bieda
musisz mieć swe marzenia
nie bać się ich kreować
robić to co jest dobre,
a nie by się podobać.
Dawno temu na moczarach
żył Czarodziej co miał w garach
różne kwasy i mikstury.
W jednej skrzyni deszcz i chmury,
w drugiej dziwne minerały,
co mroziły albo grzały.
W trzeciej groźnie coś mruczało,
w czwartej... ślepiem złym błyskało,
Skrzyń i garów sporo było
lecz nie o to tu chodziło.
Miał czarodziej taką manię,
że chciał stworzyć wszechlatarnię.
Miała ona być niewielka,
ot wkładana do puzderka,
niepozorna lecz solidna
i w ciemnościach jasnowidna.
Lecz to zmyłka tylko była,
moc ogromna w niej się kryła,
nie o światło tu chodziło,
lecz światłości dotyczyło.
Wszechlatarnia miała ściśle,
działać w duszy i w umyśle,
tworzyć świetlne korytarze,
i otwierać wrota marzeń,
łączyć światy równoległe,
zbliżać to co jest odległe,
tworzyć nowe i magiczne,
poziomy energetyczne.
Wszystko to w zamyśle było,
czarodzieja, który siłą
woli oraz intelektu
dążył do końca projektu.
Kolejne eksperymenty,
brakujące elementy,
to rubiny popękały
i energii nie trzymały,
to niebieski płomyk ducha,
gasnął bzycząc niczym mucha,
to dwa światy połączone,
zamieniły się biopolem.
Przygód takich miał bez liku
nasz czarodziej, lecz wyniku
wciąż osiągnąć się nie dało,
choć niewiele brakowało,
magikowi do sukcesu,
i do niepowodzeń kresu.
Gdy skończyły się pomysły
i mikstury z garów prysły,
przejrzał jeszcze raz czarodziej
manuskrypty w swej komodzie.
Pisma były to prastare,
i magicznie wytrzymałe,
więc nie ugryzł ich ząb czasu
(tak jak skrzypiących zawiasów).
Co do treści - trudno mówić,
w szyfrach można by się zgubić,
runy jakby absurdalne
i schematy niewidzialne.
Czytał nasz czarodziej z trudem,
czasem z magią, czasem cudem
i znienacka znalazł diagram
co poderwał go jak viagra.
Zapis był to pełen gracji
o podstrunach grawitacji,
o transferze świadomości
i energii w tej ilości,
że czarodziej się zachłysnął.
Zaraz jednak okiem błysnął,
różdżką zawinął ostrożnie
i wymruczał coś tam groźnie.
Diagram blado się zaświecił
i płomyki piękne wzniecił,
uniósł cicho się w powietrze
i zawinął w tubometrze,
w którym iskrzył się gotowy
wszechlatarni projekt nowy.
Prysło tęczą ducha światła,
sprawa była to niełatwa,
lecz czarodziej stworzył falę,
i zawinął światło całe.
Mruczał czary spajające,
energię kompresujące,
tworzył wielowymiarowe
obiekty podstrumieniowe.
Trochę to skomplikowane
więc wrócimy tu nad ranem
jeśli bajka się nie zmieni
w tym wymiarze i przestrzeni.
Wszystkie moje fraszki
To słowne igraszki.
Wierszy nie dosięgną
choćby księżyc klęknął.
Wiersze tajemnicze
to duszy oblicze,
Srebrnym pyłem lśniące
I wiele mówiące.
Odsłoń je dla ducha
co go nie rozdmucha.
Na mokradłach zaszła zmiana,
część drzew była połamana,
krzaków trochę wypaliło,
płytkie bagna wysuszyło,
z mgły co niegdyś była duża,
świt powoli się wynurzał,
z różowymi promykami,
dzień pojawiał się nad nami.
Gdy tak sobie rozprawiamy
nasz czarodziej, wyczerpany,
spał na ziemi, na poduszkach,
bo nie zdążył dojść do łóżka.
Wielki nieład tu panował,
i poświata kolorowa.
Meble dziwne kształty miały,
wciąż niektóre morfowały.
Zmienne były także ściany,
niczym zwid fatamorgany,
magia się tam uwolniła
i materię prześwietliła.
Lecz na stole, choć pękniętym,
stała tuba w blasku pięknym,
migotała energiami,
jak mruczącymi falami.
Wewnątrz tubometru była,
rurka, która jakby żyła,
raz srebrzysta niczym gwiazda,
raz jak w tęczy szklanej jazda,
wibrowała teksturami
i dziwnymi melodiami.
Czy nareszcie się udała
wszechlatarnia tak wspaniała?
Niech czytelnik nie marudzi,
Niech czarodziej się obudzi!
Coż to za aromat świeży
barw i nut w nim nikt nie zmierzy.
Jesień się przeplata z wiosną
i pachnące zioła rosną.
Cytrynowo i korzennie
w krzakach malin, trochę sennie,
brzęczą pszczoły, miodek płynie.
Zamknął oczy w tej godzinie
Tygrys i w błogościach marzy...
Lwinia mu herbatkę parzy!
Drogie Panie
na śniadanie
dzisiaj dieta
by Kobieta
była zgrabna
i powabna.
Więc smacznego
i miłego
dnia ósmego :-).
Fraszki Białego Tygrysa.
Tygrys u dentysty Fraszka dla ... panien Księżyc Tygrys i lotka Tren dla kotka Fraszka dla Agi M. Pierwsza fraszka dla Azji
Urodzinowa dedykacja dla internetowych znajomych Druga fraszka dla Azjatki Trzecia fraszka dla Azji Fraszka dla Ani Tygrys i deszcz
Fraszka dla Jagody Chory tygrysek Fraszka obiadowa Rybki Pierwsza fraszka dla Asi Tygrys nadal chory Druga fraszka dla Asi
Tygrys w lesie Trzecia fraszka dla Asi Czwarta fraszka dla Azji Czwarta fraszka dla Asi Piąta fraszka dla Azjatki Piąta fraszka dla Asi
Fraszka dla Roztrzepanej-K Deszczowa pobudka Tygrys we mgle Tygrys i słoneczko Fraszki fraszki Problem Kleo Tygrys na skale
Walentynki dla Klaudynki Tygrys i Asia Tygrys w oddali Życie w konfesjonale Fraszka dla Werki Tygrys i jesień Tygrys w górach
Tygrys i szary świat Tygrys i kiełbaski Szybka myszka Szósta fraszka dla Azji Tygrys i smutek Siódma fraszka dla Azjatki
Tygrys bez serca Tygrys inwestor Tygrys i renifer Szybka myszka i zima Tygrys nad morzem Tygrys i katar Fraszka dla raczków
Kwiecień Wszystkiego tygrysiego w nowym roku Fraszka dla Czarnobiałej Ósma fraszka dla Azji Koniec szybkiej myszki
Fraszka dla rozbitka Kapitan kleks i krępe wuje Fraszka o braku fraszek Kozy na ul. Andersa Farewell Nieczeska
Głodna fraszka Tygrys i księżniczka Lwinia na spacerku Lwica na balkonie Bajka o czarodzieju cz.1 Dla Natana Bajka o czarodzieju cz.2
Lwinia i aromarzenie Dzień Kobiet
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie zawartości tej strony bez pisemnej zgody autora jest zabronione. Strona używa ciasteczek.